piątek, 29 sierpnia 2014

Goodbye Summer, I'll miss you & summer tag.

Wiedziałam, że lato nie opuści nas tak szybko! Przywoływałam je nosząc ciągle krótkie spodenki, aż w końcu dzisiaj było 20 stopni :) Pomijam fakt, że niektórzy mijając mnie podczas zdjęć, mieli kurtki i szaliki... Jakby nie było to niestety pewnie jedne z ostatnich takich cieplejszych promieni słonecznych dlatego postanowiłam je wykorzystać i zrobić parę zdjęć. Zdecydowanie NIE jestem gotowa (i nigdy nie będę) na okropną jesień i zimę. Chce mi się płakać, gdy myślę o ubieraniu się na cebulkę i zamarzaniu na przystanku. Czemu lato jest takie krótkie? Cieszę się, że mogę tak często wyjeżdżać i maksymalnie nagrzewać swoje akumulatory w 40 stopniach, o taaak. Zamierzam jeszcze w te wakacje pojechać tam gdzie słońce świeci zdecydowanie mocniej i przywieźć trochę ciepła ze sobą. Swoją drogą najwyższy czas pomyśleć o przeprowadzce w cieplejsze klimaty! :) Póki co zapraszam do zdjęć, a pod koniec posta przygotowałam odpowiedzi do tagu "summer tag" :)


Ledwo parę dni było chłodniej i mieście turystycznym Rewa, w którym właśnie byłam, wszystko już pozamykali. Mam na myśli bary czy lodziarnie. To jest strasznie smutny widok. Jeszcze chwila a prawie każde miasto nad morzem będzie zabite dechami i znowu każdy będzie czekał na kolejny sezon.

Summer Tag

1. Wolisz kiedy jest gorąco, czy zimno?
Gorąco!

2. Ulubiona pora roku.
To chyba jasne, że lato. Tylko i wyłącznie :)

3. Za co kochasz tę porę roku?
Mogłabym wymieniać i wymieniać. Uwielbiam ciepło, kocham słońce, piękną pogodę. Wtedy można robić milion rzeczy, więc głównie dlatego jest to moja ulubiona pora roku - daje wiele możliwości. Poza tym nie lubię myśleć nad ubiorem czy makijażem, a latem ubiorę shorty, t-shirt, krem z filtrem i jestem gotowa. Ciało ma piękny kolor skóry więc i makijaż często jest zbędny.

4. Plaża czy morze?
Dziwnie sformułowane pytanie, ale pewnie chodzi o to, czy wolę się kąpać czy opalać. Hmm.. chyba jednak bardziej wolę wziąć wielki materac i popłynąć na głębszą wodę, leżeć na nim, maczać nogi w wodzie. Zawsze gdy jest za gorąco mogę od razu wskoczyć popływać.

5. Ulubione zajęcie na lato?
Chyba po prostu podróże. Poza tym spędzam lato na świeżym powietrzu, na plaży, na rowerach, w ogrodzie, gram w badmintona czy siatkę. Dużo też spaceruję, a nawet biegam. Przede wszystkim aktywnie :) Poza tym koncerty, festiwale, spektakle na Scenie Letniej, o tak!

6.Ulubiony letni strój?
Najprostszy na świecie czyli shorty i luźny t-shirt.

7. Shorty czy spódnice?
Shorty, nienawidzę spódnic, co najwyżej jakaś spódniczka.

8. Wybierasz się na wakacje? Jak tak, to gdzie?
Już byłam we Francji i Norwegii, odwiedziłam też rodzinę w Szwecji :) Mam zamiar jeszcze gdzieś wybyć, ale co i jak to jeszcze zobaczymy. 

9. Jak wyglądałyby Twoje wymarzone wakacje?
Wakacje o jakich śniłam będąc nastolatką, mam co roku. Jako dziecko przeglądałam co roku katalog z ofertami wakacyjnymi, aż w końcu uzbierałam na swój pierwszy wyjazd do Grecji i pojechałam sama. Od tamtej pory zakochałam się w wyjazdach. Także moje wymarzone wakacje to bliska osoba u boku i wyjazd gdzieś gdzie jest pięknie.

10. Ulubiony napój i jedzenie na lato?
Piję najwięcej wody zdecydowanie, ale lubię też sok pomarańczowy z lodem lub zimny nesquik. Jeśli chodzi o jedzenie to makaron z truskawkami, koktajle owocowe.

11. Jak malujesz się latem?
Gdy jestem typowo na wakacjach nie maluję się w ogóle. Jeśli spędzam je w mieście to tylko podkreślam oczy. Odłożyłam w tym roku całkowicie fluid na twarz i moja cera o wiele lepiej wygląda.


Mam nadzieję, że taki luźny post przypadł Wam do gustu :) Pozdrowienia i do następnego!

czwartek, 28 sierpnia 2014

Emilia Hinc - Żony alkoholika i Bawidamek.

Cześć :) Dziś chciałabym zaprezentować Wam książkę "Żony alkoholika" Emilii Hinc. Przeczytałam ją w te wakacje, a autorkę, mieszkającą na Lazurowym Wybrzeżu, miałam okazję poznać osobiście właśnie we Francji. Tym bardziej książka stała się w moich rękach bardziej wartościowa i byłam jej bardzo ciekawa. Jest tak naprawdę nowością, wydaną w tym roku, a zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Wygląda tak:


Krótki opis:
Mówi się, że silna płeć to mężczyźni. Trudno jednak przewidzieć do czego zdolna jest zdesperowana kobieta. Taką kobietą jest Paulina – żona alkoholika. To definiuje jej życie i stawia w obliczu konkretnych sytuacji. Mąż ją zdradza, pasierb traktuje lekceważąco. Problemy zaczynają ją przerastać, więc szuka pomocy – u terapeuty, który... okazuje się szowinistą. Skoro mężczyźni zawiedli, może odnajdzie się wśród kobiet, mających podobne problemy? Kobiety z grupy wsparcia okazują się jednak bierne i zastraszone. Czas wziąć życie w swoje ręce. Czas na rozwiązanie ostateczne. „Żony alkoholika” Emilii Hinc to wielowątkowa powieść obyczajowo-kryminalna z dynamiczną akcją. Zaskakująca i przełamująca stereotypy, umożliwiająca nam zobaczenie siebie w krzywym zwierciadle.

Moja opinia:
Jak zapewne wiele z Was wie, uwielbiam kryminały. Ta książka to powieść obyczajowo-kryminalna. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, czego się spodziewać po samym tytule. Miałam nadzieję na fabułę wielowątkową, nie koniecznie skupioną tylko na problemie alkoholu, no i nie zawiodłam się. Tematów, sytuacji jest naprawdę wiele. Historie jednocześnie toczą się dwie, które w pewnym momencie się ze sobą łączą. Bardzo podoba mi się sam sposób napisania książki ponieważ nie ma zbyt wiele opisów, które najczęściej omijam, tylko praktycznie mamy spotkania z wnętrzem bohaterów, ich myślami, a także samą akcją (już od pierwszej strony) i dialogami, które mają miejsce nieustannie. Dzięki temu czyta się ją kartka za kartką, z zapartym tchem. Do bohaterów można się bardzo przywiązać dzięki temu, że ma się wrażenie iż dobrze się ich rozumie. Dobrze się ich rozumie, bo jest tak wiele dokładnie takich adekwatnych sytuacji w życiu codziennym. Tak bardzo często związki opierają się na niczym, tak bardzo brakuje w nich rozmowy, zaufania, rozwój sfery łóżkowej jest tak naprawdę jedynym rozwojem. Do tego kobiety, tak często zatracające się w swoich uczuciach, które są kompletnie destrukcyjne. Brak wartości, przykładów, autorytetu, zawodzenie się na każdej możliwej osobie. Komu można zaufać? W co wierzyć? Bohaterka przez wszystkie życiowe dramaty, niepowodzenia, jest zdolna do rzeczy o których wcześniej nawet nie śniła. Tak bardzo niszczy człowieka brak miłości, szacunku do drugiej osoby i alkohol... 


Mnie bardzo książka wciągnęła, poruszyła, oburzyła, a przede wszystkim zaskoczyła. Głównie jeśli chodzi o same zakończenie także szczerze mogę Wam ja polecić. Na końcu są także skierowane słowa do samej autorki, co również można różnie zinterpretować. Mam jednak małą nadzieję, że może to nie koniec historii Pauliny, chciałabym zobaczyć kiedyś kolejną część.


Drugą książką, którą właśnie mam w rękach i jestem w trakcie czytania to "Bawidamek". Jeśli chcecie wiedzieć  o czym jest to możecie zajrzeć tutaj.


Obie książki bez problemu możecie dostać w internecie, również w empiku. Żony alkoholika - klik i Bawidamek - klik. Zaciekawiła Was "Żona alkoholika"? Mam nadzieję, że zdecydujecie się po nią sięgnąć, wciągniecie się na pewno. To tyle ode mnie, do następnego :)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Hei Norge part 2 :)

Cześć! :) Gdy patrzę na te zdjęcia poniżej to tęsknię za tą cudowną pogodą. Czyżby lato skończyło się na dobre? Oby nie. Nie jestem jeszcze gotowa na tak długą jesień jaka się zapowiada... Jakby nie było dziś udało mi się zmontować filmik z małym updatem z Norwegii, więc nie będę się rozpisywać tylko zapraszam do oglądania. Wybaczcie za to, że czasem głupio się śmieję, ale byłam dekoncentrowana :) Do tego wyglądam na dosyć zmarnowaną, bo wyszedł on spontanicznie podczas wyprawy rowerem, rzęs nawet nie mam pomalowanych, ale cóż... :)


Jeszcze kilka ujęć:


Czy tam wrócę? Z pewnością tak! Koniecznie muszę wspiąć się na lodowiec oraz na Język Trola (Trollutunga) widoczny powyżej. Droga tam zajmuje praktycznie wraz z zejściem cały dzień, a niestety teraz nie mogłam sobie pozwolić na taki wyczyn, ale następnym razem te dwa cele muszę osiągnąć :) Generalnie chciałam wiele uwiecznić, ale teraz jak to oglądam to wiem, że się nie udało do końca. Nie da się wszystkiego pokazać na zdjęciu, trzeba to po prostu zobaczyć. Dajcie znać czy spodobała Wam się Norwegia, a może ktoś z Was już tam był? :)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Manicure hybrydowy - czy warto?

 Cześć dziewczyny :) Chwila oddechu od postów z wakacji :) Dziś chciałabym napisać Wam trochę o paznokciach hybrydowych, które zrobiłam sobie na wakacje. Chciałabym tutaj nieco pominąć fakt, że moje nie były zrobione najlepiej, a także okazało się, że moje paznokcie po prostu nie przyjmują hybrydy najlepiej. Potrzebowałyby inny typ lakieru, którego nie wszyscy mają w gabinetach, ale o tym później. Jakby nie było opiszę Wam jak to wszystko wygląda i czy warto zdecydować się na hybrydę, oczywiście taką prawidłowo zrobioną. Sporo zobrazuje Wam ten obrazek:

Kilka słów o manicure hybrydowym
Manicure hybrydowy jest nakładany jak lakier, dwoma warstwami, w międzyczasie jest on utwardzany w świetle UV. Paznokcie takie są pełne blasku, twarde, wyglądają na zdrowe, zadbane. Wyglądają naprawdę bardzo ładnie. Lakier nie ściera się i nie łamie (a przynajmniej nie powinien). Jeśli chodzi o trwałość to hybryda utrzymuje się 2-3 tygodnie. Usunąć go można tylko za pomocą acetonu kosmetycznego u kosmetyczki lub jeśli posiadamy go w domu to oczywiście możemy zrobić to samemu za pomocą wacika przyłożonego na ok. 10min. Jeśli chodzi o ceny to wahają się one w graniach mniej więcej 40-60zł. Usunięcie hybrydy to koszt nawet 40-50zł.

Mój manicure:

Czy warto zdecydować się na taki manicure?
Moja mama robi taki manicure systematycznie od ładnych kilku miesięcy i myślę, że nieprędko z niego zrezygnuje. Paznokcie są twarde, ładnie wyglądają, mimo prac domowych. Hybryda dobrze trzyma się płytki paznokci i rzadko kiedy zdarza jej się odprysk. Jedyne co jest zauważalne to to, że są już łamliwe. U mnie jednak było trochę inaczej. Fakt faktem, że moja hybryda była położona nierówno i niedokładnie tylko ułatwił sprawę odpadania lakieru i już po paru godzinach miałam odprysk. Z każdym kolejnym dniem odpadały kolejne kawałki, a u stóp lakier spadł lub starł się już po pierwszym dniu na plaży. Tak z kolejnym dniem aż po tygodniu zdrapałam sobie cały lakier... Byłam bardzo nie zadowolona, ale oczywiście nie mówię, że sama hybryda jest zła. 

Stan paznokci po hybrydzie
Chociaż paznokcie wydawały się rosnąć jak szalone i były twarde, gdy zeszła hybryda miałam je bardzo krótkie i bardzo słabe. Później umówiłam się na wizytę u kosmetyczki, by zmyła mi resztkę, wyrównała płytkę paznokci, która była bardzo uszkodzona i trochę je odżywiła. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że jest inny typ lakieru, który jest specjalny do bardziej wrażliwych paznokci. Tak czy siak, moje były cienkie jak kartka papieru i oczywiście łamały się gdy tylko za coś złapałam lub wyginały się co było okropnym uczuciem. Osobiście już się na hybrydę raczej na pewno nie zdecyduję...

Moja hybryda nie była odporna na odpryski. Niestety, jak widać na obrazku wyżej, włosy zahaczały o lakier i odpadał, a także większość z pozostałych rzeczy na niego oddziaływała...

Odżywianie po hybrydzie
Od razu sięgnęłam po odżywkę, która już wcześniej świetnie mi się spisała. Pisałam o niej parę dni temu, dokładniej tutaj. Jest moim ratunkiem :) W końcu jak widać moje paznokcie zaczęły rosnąć, bo przestały ciągle się kruszyć i łamać. Zdecydowanie stają się twardsze. Tak średnio odżywka radzi sobie z rozdwojeniem, ale jestem dobrej myśli.


Jeśli decydujecie się na hybrydę najlepiej iść do sprawdzonego salonu choć to nie zawsze jest gwarancją. Jeśli Wasze paznokcie są słabe to lepiej doprowadzić je do dobrego stanu, zanim się zdecydujecie na taki manicure. Poza tym uważajcie na dokładność malowania, musi być idealna, aby nie haczyły Wam nigdzie, a także na jakość lakieru (resztka, nowy, suchy itd.). Dajcie znać jak tam Wasze przygody z hybrydą, jesteście zadowoleni? :)

piątek, 22 sierpnia 2014

Hei Norge! :)


Wakacje są idealnym czasem dla mnie, bo dzieje się niesamowicie dużo, wyjazd za wyjazdem, korzystam z nich na maxa! Dobrze, że można przesyłać zdjęcia prosto z tel na fb lub na instagram, bo z laptopem nie jeżdżę przez co na blogu trochę głucho. Właśnie wczoraj wróciłam do domu i dziś mogę już się zabrać za posta. Bardzo mnie cieszy jednak, że i tak odwiedzacie go codziennie, mimo tego, że rzadziej tutaj coś dodaję :) 
Jak wiecie byłam w Norwegii i było cudownie. Jest tam po prostu przepięknie. Teraz już sama nie wiem czy moim ulubionym miejscem jest plaża, bo zobaczyłam coś całkiem innego, inną naturę, jej potęgę, ogromną ilość przepięknych krajobrazów, góry, lodowce, fiordy, niebieską wodę, wodospady. Tylko, że tym razem brakowało mi słów, aby móc wyrazić swój zachwyt. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Po prostu mnie zatkało, a piękno i siła natury kompletnie odjęła mi mowę. Trudno było uchwycić mi za pomocą aparatu wszystko co chciałam, ale mam nadzieję, że w jakiejś części to się udało. Więcej krajobrazów i samych widoków zobaczycie w następnym poście wraz z krótkim filmikiem :) Dziś przychodzę do Was ze zdjęciami z miasta Odda, które specjalnie udało mi się zrobić na bloga podczas spaceru przy pobliskim norweskim fiordzie. Rzadko edytuję zdjęcia, ale tym razem podkreślę, że kompletnie nie było w nie żadnej ingerencji.


Gdy stanęłam w tym miejscu i widziałam te góry, wodę w której odbijał się cały widok, piękne niebo i słyszałam szum spadającej wody z pobliskiego wodospadu, do oczu napłynęły mi łzy ze wzruszenia. Zobaczyć to na żywo i poczuć tą potęgę natury, jej naturalne piękno to niesamowite przeżycie!


Przy okazji zdjęcia tego, co akurat na siebie zarzuciłam:


bluzka - ny, narzutka - reserved, torebka - h&m, spodnie - gina tricot, zegarek - allegro


Te zdjęcia robiłam już drugiego dnia i to był ostatni raz kiedy myślałam nad postem typowo na bloga. Musicie mi wybaczyć, ale nie potrafiłam myśleć w tak cudownym kraju i przy takich widokach o ubraniach. Wydawało mi się to denne i nie adekwatne do przeżyć, które tutaj mają miejsce. Myślę, że wiecie o co mi chodzi :) Lecę rozpakować walizkę i niebawem zabiorę się za posegregowanie zdjęć, by wybrać dla Was te najlepsze. Do następnego!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Zaskoczenie ostatnich miesięcy - Bell Bio2 Hardener.

Jak wiecie od dłuższego czasu mam problem z paznokciami pomimo stosowaniu wielu odżywek, droższych tańszych, smarowideł i kremów, zawsze po jakimś czasie wracały do swojego stanu. Kruche, roztrojone, bo już nawet to nie było rozdwojenie. Przyznam, że trochę pomogła im hybryda, urosły pięknie, ale po ściągnięciu były cieniutkie jak papier. Teraz od jakiegoś dłuższego czasu używam lakieru, który wybrałam sobie gdy wygrałam bon do wykorzystania w drogerii internetowej Polskie-Kosmetyki. Jego działanie bardzo mnie zaskoczyło! Używałam go dużo przed hybrydą i bardzo poprawił się ich stan, a teraz po zniszczeniu po hybrydzie, znowu wracają do formy. Niestety nie mam zdjęć stanu moich paznokci, bo wyglądały tak okropnie przez długi czas, że nie chciałam już tego dokumentować... Lakier wygląda tak:


Od producenta:
Zaawansowany utwardzacz do paznokci BIO2 Hardener przeznaczony jest do cienkich i słabych paznokci, podatnych na łamanie i rozdwajanie. Zaawansowany kompleks roślinnych komórek macierzystych róży wzmacnia je i odżywia. Preparat stosowany regularnie wzmacnia i wygładza paznokcie, jednocześnie je uelastyczniając.
Kompleksowy program BIO2 3in1 może być stosowany jako podkład pod lakier, gdyż zapewnia łatwiejszą i bardziej równomierną aplikację bez smug i zacieków. Chroni płytkę przed żółknięciem, plamami oraz odbarwieniem. Stosowany na wierzch lakieru nadaje połysk i zabezpiecza go przed ścieraniem, zarysowaniami i odpryskiwaniem. Stosowany samodzielnie zdobi, ale przede wszystkim zabezpiecza płytkę paznokcia tworząc na niej twardą, lśniącą powłokę odporną na działanie wody.


Cena:
14zł


 Moja opinia:
W końcu znalazłam delikatny lakier, który naprawdę działa, a przy tym można go używać cały czas. A większość odżywek można generalnie stosować przez jakiś okres i trzeba je odstawić. W moim przypadku wcześniej przestawały działać. Z tym lakierem jest inaczej. Nałożony jako baza pod lakier działa o wiele lepiej. Paznokcie w końcu powoli przestają być rozdwojone, a przede wszystkim nie rosną już słabe i połamane. Rosną wzmocnione i dużo twardsze chociaż wiem, że potrzebują jeszcze dużo czasu do wrócenia do formy. Stosowany jako baza bardzo dobrze chroni płytkę paznokcia tzn. lakier nie farbuje paznokci, a one nie żółkną. Bardzo dobrze też używa się go jako utrwalacz. Podkreśla kolor lakieru, że wygląda on o wiele lepiej na pazurkach. Generalnie trzy w jednym: odżywia, chroni i utrwala. Jak dla mnie rewelacja i na pewno pozostanie ze mną na dłużej.


Tak wygląda w oryginalnym opakowaniu:
Dajcie znać czy jest coś co Wam pomogło na zniszczone paznokcie. Ja już tyle rzeczy próbowałam, że ta odżywka totalnie mnie zaskoczyła, bo w końcu w jakiś sposób zadziałała. To tyle na dziś, następny wpis pojawi się jak wrócę do domu. Tymczasem widzimy się na facebooku :)



piątek, 15 sierpnia 2014

Bagaż podręczny w samolocie - co można do niego spakować.


Jeśli jesteście ze mną na fb to na pewno wiecie, że jestem właśnie w Norwegii :) Mam okazję być tutaj po raz pierwszy :) Przed samym wylotem nagrałam dla Was filmik dotyczący tego, co jakie walizki można wziąć ze sobą, jeśli chcecie lecieć samolotem. Głównie skupiłam się na temat tego, co można zapakować do bagażu podręcznego, który jest za darmo przy zakupie biletu. Pokazałam także jak wyszukać tanie loty, jak zrobić odprawę i parę innych rzeczy, zapraszam do filmu:


Mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś nowego i filmik Wam się przyda. Nie brałam ze sobą laptopa, ale przygotowałam jeszcze post dla Was będąc w domu także przy okazji go jeszcze dodam. A nowości, które tutaj powstaną pojawią się jak wrócę za tydzień. Póki co widzimy się na facebooku, tam będę wrzucać zdjęcia stąd :) do następnego!

środa, 13 sierpnia 2014

Moja włosowa historia.

Cześć dziewczyny :) Nie sądziłam, że przygotowanie tego postu pochłonie mi tyle czasu, ale musiałam odkopać dysk ze zdjęciami sprzed 5 lat! Chciałam taki zrobić już dawno, ale jakoś czułam, że nie będzie on najprostszy do zrobienia, jednak gdy jedna z Was zaproponowała coś takiego to dostałam trochę motywacji by do niego usiąść... :) To była ujmująca historia jego powstania :) Dziś więc przychodzę do Was z "Moją włosową historią", to znaczy pokażę Wam jak zmieniały się moje włosy i ich kolor na przełomie ostatnich 5 lat. Wcześniej nic z włosami nie robiłam, więc wybrałam taki okres od czasów liceum. Zaznaczę jeszcze, że starałam się wybrać te gorsze zdjęcia, gdzie widać w jakim faktycznie były stanie.  I pamiętajcie, że podane przeze mnie lata to nie jest dokładny rok w którym pofarbowałam włosy, po prostu zdjęcie pochodzi z tego okresu. Ok, tyle słowem wstępu, zapraszam do posta:


2009 - W blond włosach chodziłam parę lat, myślę, że może to być około 4-5 także jest to całkiem spory okres czasu. Jak widzicie na zdjęciu, farbowałam tylko górną część włosów, od połowy głowy (pod spodem) miałam swoje co z resztą widać wyraźnie na zdjęciu. Przyznam szczerze, że wydaje mi się iż nie były za bardzo zniszczone, w sensie suche, jedyne co pamiętam to połamane i rozdwojone końcówki. Takie włosy nosiłam do swojej 18. Zaraz po niej postanowiłam zakończyć pewien etap w moim życiu i wybrałam się do fryzjera na pofarbowanie włosów na swój naturalny kolor i wyszło jak widzicie poniżej:


2011 - Włosy o dziwo od razu przyjęły farbę i trzymała się całkiem nieźle. Niestety po czasie spływała i robił mi się brzydki, sprany kolor. Wtedy właśnie zaczęłam używać szamponetek jasny brąz lub ciemny blond dzięki której na około 1-2 miesiące miałam włosy w jednolitym kolorze, co widać na poniższym zdjęciu. Generalnie w tym okresie chyba dopiero zauważyłam zniszczenia włosów, które były suche i bardzo łamliwe (u góry, zdjęcie po lewej). Łuski są pootwierane i ich struktura mocno naruszona.


2012 - Na samym początku widać, że włosy łapały mi kolor praktycznie bardzo mocno, przez co miałam czarne włosy, ale całe szczęście zawsze on spływał, od brązu aż do mojego naturalnego koloru. Po szamponetce wyglądały one naprawdę ładnie i wydawały się trochę zdrowsze.


2013 - Odechciało mi się jednak co chwilę sięgać po szamponetki, farbować nie chciałam, więc pozwoliłam włosom odpocząć od wszystkiego i nie robić z nimi nic. Jak widzicie kolor moich włosów zmieniał się zależnie od pory roku, ale nadal były suche, łamliwe i zniszczone.


2014 wiosna - I tak już około 4 lata włosów nie farbuję farbą, a szamponetkę ostatni raz używałam ok. 2,5 roku temu. Na przełomie roku 2013/2014 zaczęłam porządnie dbać o włosy i w tym roku na wiosnę po prostu rozkwitły, o ile można tak powiedzieć. Są miękkie w dotyku, gładkie, łuski są pozamykane, włosy jak i końcówki są zdrowe i to po prostu widać, lśnią. Co cieszy mnie najbardziej to fakt, że na przełomie tego całego czasu, tych paru lat, nie wiedziałam w jakim kolorze się odnajdę. Nie wiedziałam, że będzie to właśnie mój kolor. Cieszę się także, że ten kolor jest w większości jednolity, nie ma większej różnicy pomiędzy górą, a dołem (jaką miałam kiedyś bezpośrednio po schodzeniu ciemnej farby). Jedyne co zauważyłam i co w sumie mnie cieszy to fakt, że bardzo reagują na słońce i teraz mam je dużo jaśniejsze, co widać na zdjęciu w poprzednim poście. Podsumowując, teraz wyglądają najlepiej chociaż nie powiem - czasami ciągnie mnie po szamponetkę, bo niekiedy tęsknię za brązowymi włosami. Póki co jestem bardzo zadowolona, że doprowadziłam je do takiego stanu, bo są naprawdę cudowne.

Sądzę, że różnica jest spora. Małe zestawienie lat 2011/2014 (teraz):

No, to tyle mojej włosowej historii. Całe szczęści ma dobre zakończenie :) Jeśli jesteście zainteresowane to przygotuję posta w którym napiszę najważniejsze kroki, które podjęłam jeśli chodzi o zmianę pielęgnacji i pokażę parę kosmetyków, które miały na nie decydujący wpływ. Dajcie znać w komentarzach jeśli chcecie takiego posta :) Do następnego!

niedziela, 10 sierpnia 2014

Video: Pielęgnacja moich włosów (update).


Cześć :) Największy plus prowadzenia tego bloga to powiększenie własnej świadomości na temat tego, co kupuję, po co i czy to czego używam faktycznie działa. Dzięki temu moje włosy dzisiaj są w stanie, który nie myślałam, że w ogóle jest możliwy. Teraz wiem, że wymiana szamponu, zmiana odżywki czy używanie maski ma decydujący wpływ na stan włosów. Co jakiś czas daję Wam znać, czego używam choć ich stan zmienił się na przestrzeni czasu i też duże znaczenie miało olejowanie włosów (notka tutaj). W każdym razie dzisiaj zrobiłam dla Was małą aktualizację tego, czego używam na co dzień do pielęgnacji. Wolałyście zobaczyć to w formie filmiku, więc zapraszam do oglądania:

kliknij i subskrybuj na youtube: itinspiresme19

W filmie mowa o:


Nivea Intense Repair - recenzja tutaj


Tangle Teezer - recenzja tutaj


Eliksir do włosów Orofluido - recenzja tutaj


Recenzja jeszcze przed nami :)


Recenzja jeszcze przed nami :)


Aktualizacja recenzji szamponu Batiste niebawem :)

To tak naprawdę wszystko, czego używam. Jak widzicie nie ma tego dużo, nie liczy się ilość, ale jakość. Obecnie szampon + olejek to w zupełności moja wystarczająca pielęgnacja. Mam zamiar zrobić takiego posta w którym zbiorę produkty i notki dotyczące tego co głównie było przyczyną poprawy stanu moich włosów, co może pomoże także Wam w dobraniu odpowiednich kosmetyków. Oczywiście nie wymyślę niczego nowego, praktycznie wszystko gdzieś na blogu się pojawiało, ale chyba łatwiej byłoby gdybym Wam to wszystko zebrała w jedno miejsce. Dajcie znać czy jesteście zainteresowani. Do następnego! :)