poniedziałek, 5 marca 2012

Japońska restauracja, sushi & pizzerinki!

Witam serdecznie.
Od wczoraj, na jak się okazało parę dni, nie będę miała swojego komputera. Mam za to nadzieję, że jak wróci będzie działał szybciej i nie będzie się zacinał :) Tymczasem znowu ratują mnie gotowe od dłuższego czasu notki. Z racji tego, że akurat mam wolny komputer to mogę napisać świeżaka. Ogólnie dobrze jest mi bez komputera, mam więcej czasu i czuję się wolna (głównie jeśli chodzi o myśli). Dzisiaj nie pojechałam na uczelnię, zawiozłam babcię do lekarza i... zabrałam się za mega porządki w pokoju! Teraz aż lśni :) Sprzątałam od 11 rano do ok. 18 także wiecie :) Zrobiłam wielkie porządki w szafie i gdy odzyskam mój komputer będę miała co nie co fajnych rzeczy na sprzedaż :) Jak Wam minął weekend? Mój był barrdzo smakowity:

Na dobry początek wizyta w restauracji japońskiej. Byliśmy rzecz jasna na sushi. Oczywiście nie pierwszy raz jadłam sushi, ale po raz pierwszy smakowało mi w 100%. Jedliśmy (wybaczcie za brak profesjonalnej nazwy) kaczkę ze słodką żurawiną, z ryżem i wszystko było owinięte, jak widać, liściem sojowym. Bałam się i na początku 'dziobałam', ale w końcu dałam się namówić na zjedzenie wszystkiego 'na raz' i rzeczywiście dopiero można było poczuć ten smak :) Po lewej z tego co pamiętam jest imbir, który ma za zadanie oczyścić kubki smakowe. Osobiście szybko popiłam go przepyszną wiśniową herbatą.


Bród na talerzyku spowodowany tym, że po prostu Ktoś miał ochotę wypróbować sos sojowy :)

Oczywiście danie można było jeść pałeczkami, a dla dzieci (czyli dla nas) były specjalne takie owinięte gumką, aby łatwiej się jadło.

W weekend też zamierzaliśmy zrobić naszą pierwszą pizzę! Mieliśmy mały problem, bo będąc w sklepie przypomniało nam się, że nie wiemy ile czego kupić i tym sposobem sięgnęliśmy po Pizzerinki :)

Robienie Pizzerinek jest naprawdę banalne, a zabawy jest wiele, oczywiście jeśli lubicie bawić się w kuchni ;) Następnym razem zrobimy w 100% własną pizzę. W przerwie między pizzą grałam w HARRY POTTER LEGO, hahaha, z każdym skończonym rokiem oglądamy film, bo apetyt na niego (czyli obejrzenie po raz enty) naprawdę rośnie! :))