środa, 30 listopada 2016

BeGlossy listopad - Girl's night out!

Cześć! Przyznam na wstępie, że trochę z tym wpisem czekałam, aczkolwiek był to zamierzony cel. Dlaczego? :) Chciałam w tym wpisie zrobić Wam faktyczną recenzję produktów po przetestowaniu ich przeze mnie, a nie tylko pokazać Wam zawartość opakowania :) Myślę, że tak jest dużo lepiej, w końcu mogę opowiedzieć o kosmetykach, a Wy i tak nadal listopadową wersję możecie zakupić na stronce www.beglossy.pl. Nie ma na co czekać, zaglądajmy do środka ;)


Jest to edycja wyjątkowa ponieważ powstała we współpracy z youtuberką Zmalowaną :) Cieszę się, że tym razem miała swój wkład youtuberka, która jest po części jedną z nas ;) Co znajdziemy więc dzięki niej w pudełku? Po pierwsze Manna Kadar bronzer + rozświetlacz:


Warto chyba wspomnieć o cenie, która mnie zaskoczyła ponieważ sam bronzer kosztuje aż 80zł. Już przy pierwszym produkcie wartość całego pudełka przekroczyła jego cenę :) Zmalowana wybrała ten produkt ponieważ można go używać jako rozświetlacz, bronzer, a także cienie do oczu. Osobiście używałam go jako bronzer i ten jasny kolor jako cień do oczu. Lubię takie produkty, których można używać w ciągu makijażu kilka razy. Bronzer jak i rozświetlacz ma piękny kolor, jest bardzo napigmentowany (wystarczy odrobinka), a co za tym idzie niesamowicie wydajny. Używam drugi tydzień i nie widzę zużycia. Trochę miałam obawy, że bronzer jest mały, ale przy takiej wydajności nie ma co się przejmować ;) 


Pomadkę z Golden Rose pewnie dobrze znacie, ja spotkałam się z nią po raz pierwszy chociaż słyszałam o niej wiele dobrego. Cieszę się, że trafiłam na kolor, który z pewnością będę nosić. Ciekawe jest to, że wygląda na czerwoną, a po nałożeniu na usta wpada w różowe tony. Na zdjęciu na końcu zobaczycie jak prezentuje się na ustach ;) Co do wytrzymałości, niestety choć wygląda pięknie, po jedzeniu obowiązkowo trzeba ją poprawiać. Pomadka jest zdecydowanie nawilżająca, nie ma efektu matu i trochę mam wrażenie, że nie oddaje na ustach 100% koloru. Szminka jednak kosztuje jedyne niecałe 15zł i nadaje się do codziennych make-up'ów ;)


W pudełku znajdziemy następnie płyn micelarny i krem do skóry wrażliwej. Ten krem zawiera wyciąg z rośliny (dokładniej liści Sigesbeckia orientals), która działa na skórę łagodząc podrażnienia i zaczerwienienia. Czy faktycznie tak jest? Zupełnie szczerze, tak :) Aż się zdziwiłam, że po którymś dniu, po ściągnięciu makijażu, użyciu płynu i kremu, skóra jest w jednolitym, zdrowym kolorze, zupełnie bez zaczerwienień. Naprawdę jestem zaskoczona pozytywnie i jak tak dalej będzie to skuszę się na większe opakowania :)


Następnie mamy próbkę kremu, który ma zapewnić natychmiastowy efekt - zastrzyk nawilżenia, poprawienia jędrności. Zużyłam cały kremik i w tym przypadku nie zauważyłam żadnych zmian, być może przy pełnowymiarowym produkcie efekt byłby inny. Próbka jak dla mnie jest zdecydowanie za mała.


Na koniec dobra nowina - peeling kawowy, który jakiś czas temu wojował na instagramie, z pewnością go kojarzycie, prawda? :) Ja dostałam o zapachu grejpfruta i bardzo się cieszę, bo jest mocno pobudzający :)

To już tyle w dzisiejszym poście, mam nadzieję, że taka szczera, opisowa recenzja, po przetestowaniu spodobała Wam się bardziej niż czysto teoretyczny opis produktów :) Dajcie znać co myślicie i jak spodobało Wam się to pudełko :) Do następnego!