czwartek, 27 czerwca 2013

DIY - galaxy shorts, krótkie spodenki, shorty w stylu galaxy

Cześć :) Dziś przychodzę do Was z shortami DIY. Postanowiłam wykonać na nich motyw galaxy, który bezustannie bardzo mi się podoba. Robiłam wcześniej takie bluzki, cieszyły się dużym powodzeniem, więc mam nadzieję, że takie shorty przypadną Wam do gustu. Zapraszam do zdjęć :)

Przed i po:

Efekt:


Intensywność kolorów to kwestia tylko i wyłącznie obróbki graficznej z którą ja za dużo się nie bawię. 
It inspires me:


I jak? :) 
---


Moje poprzednie DIY: 
bluzki klik 
kurtki dżinsowe klik 
legginsy klik 
sweterki klik
inne klik

wtorek, 25 czerwca 2013

Recenzja: Maybelline, Rocket Volum’ Express Mascara. Tusz pogrubiający do rzęs.

Hej dziewczyny :) Oprócz tego, że codziennie chodzę na praktyki to mam już wakacje :) W końcu! Dziś przychodzę do Was z recenzją tuszu do rzęs Maybelline the rocket volum express. Już na początku zaznaczę, że jest naprawde godna uwagi, a być może nawet polecenia. Zapraszam do dalszej części recenzji... 


Od producenta:
Bezgrudkowa objętość rzęs zostaje osiągnięta dzięki ekskluzywnej, elastomerowej szczoteczce Jet - Glide. Rzęsy mają do 8x więcej wybuchowej objętości. Opatentowana szczoteczka pokrywa każdą rzęsę od nasady aż po same końce w mgnieniu oka. 

Cena: 
ok. 30zł 

Efekt na rzęsach (dwie warstwy):

Moja opinia:
Gdy zobaczyłam taką dużą szczotkę, na pierwszy rzut oka, nie byłam za bardzo zadowolona, bo z takowymi mam niebyt dobre wspomnienia. Całe szczęście były to tylko pozory. Szczoteczka jest naprawdę rewelacyjna. Chyba lepszej szczoteczki nie widziałam w żadnym tuszu. Dzięki niej maskarę nakłada się po prostu przyjemnie. Lekko, bez poprawiania, bez grudek, bez specjalnego skupienia. Dwa razy machnę rzęsy i są prawie idealnie rozdzielone, tusz równomiernie nałożony. Bardzo dobrze rozdziela rzęsy. Nie sypie się. Na koniec dnia jednak rzęsy są mocno twarde. Najgorszą jego wadą jest to, że strasznie ciężko go zmyć, pomimo, że nie jest wodoodporny. Próbowałam płynem do demakijażu z Ziaji, płynem micelarnym z Eveline, resztki udało mi się zmyć mleczkiem z Ziaji i płynem do mycia twarzy. Sięgnęłam po mamy płyn, który niby nadaje się również do zmazywania wodoodpornego tuszu, ale w ogóle nie dał rady. To duży minus, bo trzeba się namęczyć i zarazem delikatną skórę wokół oka, żeby dobrze go zmyć. Podczas zmazywania całe oko dookoła jest brudne. Drugim jego minusem jest cena 30zł. Powinien max. kosztować do 24zł. 

Plusy:
+ mocna, głęboka czerń
+ rozdziela, pogrubia, rozczesuje
+ genialna silikonowa szczoteczka
+ idealna ilość tuszu, nakładana równomiernie
+ trwałość

Minusy:
-trudno go zmyć zwykłymi płynami
- cena

Tak wygląda szczoteczka:

Co do mojego ostatniego zdania z recenzji, że osobiście nie wydałabym tyle na tusz, ale chyba w ogóle na żaden tusz nie wydałabym aż 30zł. Dla porównania mam dla Was dwa zdjęcia, po lewej tusz z dzisiejszej notki, a po prawej mój ulubieniec za 9zł z Wibo Growing Lashes (recenzja tutaj) wraz z odżywką Onyx (recenzja tutaj). Korzystając z wibo wychodzi dużo taniej, a efekt jest bardzo podobny, zobaczcie same:


Chociaż przyznam szczerze, że jeśli chodzi o komfort, łatwość i przyjemność nakładania to wygrywa tusz Maybelline. Nigdy wcześniej tak lekko i dokładnie, żadnym tuszem nie udało mi się pomalować rzęs. Efekt jak widzicie jednak jest bardzo podobny. Pozdrawiam i do następnego :)


niedziela, 23 czerwca 2013

DIY - tshirt z orłem, godłem, orzełkiem.

Cześć :) Dziś przychodzę do Was z nowym DIY. Mianowicie, jest to czarny tshirt na którym postanowiłam namalować naszego orła :) Obecnie na bluzkach nosi się różne symbole, mam wrażenie, że nie każdy jest świadom ich znaczeń. Teraz wszystko staje się "trendy". Idąc trochę tym tropem, fajnie jest w końcu mieć coś nie głupiego, po prostu "swojego". W tym przypadku sądzę, że taką bluzkę obecnie można nosić z dumą. 


Przed i po:



Efekt:



Postanowiłam mocno wyciąć boki, dzięki temu bluzka idealnie nadaje się na lato. Pod spód czarna bokserka, stanik, a może po prostu kostium kąpielowy? ;) Jak Wam się podoba? Na koniec tygodnia (prawdopodobnie piątek 26.06) wystawię na aukcję 4 dniową kilka rzeczy DIY. 

---


Moje poprzednie DIY: 
bluzki klik 
kurtki dżinsowe klik 
legginsy klik 
sweterki klik
inne klik


sobota, 22 czerwca 2013

Test maszynek: xtreme3 i gilette. Recenzje.

Cześć :) Dziś kolejna notka na życzenie jednej z moich czytelniczek :) Tym razem porównanie maszynek do golenia Xtreme3 i Gilette. Porównam ceny, długość używania i zastosowanie. Tak wyglądają: 


Xtreme3:
+ długość używania (co drugi dzień) do 2 miesięcy
+ cena 4,80zł (obecnie już 5,50)
+ nie podrażniła przy pierwszym użyciu ani przy każdym kolejnym
+ gdy jest zużyta po prostu nie goli dokładnie
+ dzięki tej gąbeczce przy ostrzach goli dokładnie, ale delikatnie

Gilette:
+ długość używania (co drugi dzień) ok. 1 miesiąc
+ cena 5,50zł
+ nie podrażnia  przy pierwszym użyciu ani przy każdym kolejnym
+ gdy jest zużyta po prostu nie goli dokładnie

Porównanie:
dłuższe używanie: Xtreme3
niższa cena: Xtreme3
gładkość, nie podrażnianie: Xtreme3 + Gilette

W teście maszynek wygrywa Xtreme3, którą to zakupiłam już po raz enty:


Jak narazie ze wszystkich maszynek, które używałam do tej pory ta jest naprawdę lepsza. Jej cena jest naprawdę przystępna, a przede wszystkim najlepsza jest w niej długość w jakiej można ją używać. W moim przypadku było to ponad 2 miesiące, przy prawie codziennym używaniu. Dzięki tej gąbeczce, pasku, naprawdę goli delikatnie, gładko. Tak wygląda ostrze:


Pamiętajcie o używaniu pianek do golenia. Nie wyobrażam sobie używać mydła albo co gorsza - tylko wody lub na sucho (tak, niektórzy tak robią). Od zeszłego roku kupuję cały czas tą samą piankę od Joanny. Recenzja tutaj. Wygląda tak:


Poprzedni test maszynek Miss Soleil Bic i Simply Venus - notka tutaj. Przez długi czas moim ulubieńcem był właśnie Simply Venus, ale teraz kosztuje on ponad 7zł... Zdecydowanie za dużo. To tyle na dziś, do następnego :)




środa, 19 czerwca 2013

Szybkie usuwanie martwego naskórka, czyli szybki nieinwazyjny peeling.


Cześć :) Osobiście przestałam już katować swoją skórę codziennymi peelingami. Szukałam więc formy delikatnego peelingu, raz na jakiś czas. Oczywiście peeling wykonywać trzeba. Tym bardziej jak ma się suchą skórą, taka jak moja. Odpowiednie nawilżenie, ale peeling jest też niesamowicie ważny. Dzięki niemu usuniecie zbędą ilość martwego naskórka, zmniejszy się ilość suchych skórek, a Wasz krem dotrze do głębszych warstw skóry. Chciałabym pokazać Wam mój szybki sposób na nieinwazyjny peeling, który można wykonać w 3 minuty. Oto co potrzebujemy:


Używam do tego płatków peelingujących Cleanic (notka tutaj), które są wprost niezastąpione. Oczywiście nasączam je płynem micelarnym. W tym przypadku jest to płyn micelarny Eveline, kupiony w biedronce na promocji za 3zł. Niestety nie widziałam go ponownie, a szkoda, bo jest naprawdę świetny. Idealnie schodzi makijaż, reszta fluidu i oczyszcza skórę. Używam go właśnie także do peelingu za pomocą płatków. Sprawdza się idealnie.
Najczęściej zużywam dwa waciki, gdy widzę, że skóra jest już wystarczająco oczyszczona i oczywiście trochę czerwona, nie zostawiam jej w takim stanie i sięgam po mój najlepszy kosmetyk wszech czasów i ulubieniec roku 2012:


Czyli po wodę termalną od Vichy, która po takim peelingu świetnie łagodzi podrażnienia, łagodzi zaczerwienienia, nawilża skórę (notka tutaj). Po tym wszystkim nakładam krem od Ziaji do skóry suchej i podrażnionej (notka tutaj). To moja taka szybka pielęgnacja wieczorna dotycząca peelingu. Muszę przyznać, że odkąd prowadzę bloga i używam odpowiednich kosmetyków, bardzo rzadko się zdarza, żeby moja skóra była sucha, co mnie niesamowicie cieszy. Niekiedy nałożenie korektora było katorgą, bo podkreślały się wszystkie suche skórki. Ok, to na tyle, do następnego :))

niedziela, 16 czerwca 2013

DIY - Tshirt. Cool story, bro. Tell it again.


Cześć :) Zaraz 4:30 nad ranem, odsłoniłam już żaluzje, bo na dworze robi się jasno. Studenci w sesji nie mają czasu na sen, a przynajmniej nie ja... Korzystając z "wolnego czasu" postanowiłam dodać notkę z moim najnowszym DIY :) Przerobiłam zwykły t-shirt na luźną bluzkę z napisem, który podobał mi się od dawna. Bluzkę wycięłam tak, że spokojnie można nosić ją na jedno ramię. Oto efekt:

Przed i po:

Tak się prezentuje:


 Jak Wam się podoba? ;) Zaraz po sesji mam w planach wykonać moje wszystkie DIY, które mam w planach i na koniec czerwca wystawić kilka rzeczy na sprzedaż. Mam nadzieję, że się ze wszystkim wyrobię. Tymczasem uciekam w końcu spać, bo jak słońce wstanie to już nie zasnę. Do następnego!

---



Moje poprzednie DIY: 
bluzki klik 
kurtki dżinsowe klik 
legginsy klik 
sweterki klik
inne klik

czwartek, 13 czerwca 2013

Eveline, Nail Therapy Professional, 8w1 Total Action, Skoncentrowana odżywka do paznokci. Recenzja i efekty po miesiącu stosowania.

Cześć :) Przychodzę do Was z recenzją odzywki Eveline 8w1 total action po miesiącu stosowania. Pokażę Wam również efekty. Odżywka jest dostępna w Rossmanie i kosztuje około 9zł. Jeśli chodzi o tą odżywkę, albo ma się o niej bardzo pozytywne zdanie albo zaraz po użyciu trafia ona do kosza. Jak wiecie moje paznokcie są w tragicznym stanie od kilku miesięcu i jest to moja chyba 5 odżywka, którą kupiłam. Wygląda tak:


Od producenta:
Rewolucyjna i unikalna formuła z aktywnym kompleksem Strong Nail (tytan i diament) wnika w strukturę płytki, dzięki czemu skutecznie ją regeneruje i odbudowuje. Uszczelnia, maksymalnie utwardza oraz pobudza wzrost płytki paznokciowej. Uelastycznia ją, zwiększając odporność na uszkodzenia mechaniczne. Zabezpiecza przed pękaniem, łamaniem i rozdwajaniem. Sprawia, że zniszczone, matowe paznokcie odzyskują gładką powierzchnię i lśniący połysk. Już po 10 dniach kuracji znikną wszelkie problemy, a Ty będziesz się cieszyć pięknymi i zadbanymi paznokciami. Uwaga: Zawiera 2% formaldehydu. Przed użyciem należy zabezpieczyć skórki oliwką lub kremem, a przed rozpoczęciem kuracji wykonać próbę uczuleniową.


Moja opinia:
Słyszałam (i widziałam) bardzo dużo pozytywnych opinii na temat tej odżywki. Doszły do mnie jednak słuchy, że potrafi zrobić krzywdę. Kupiłam 4 inne odżywki, ale żadne mi nie pomogły. W końcu przekonałam się i zakupiłam tą. Nie wiem na którą obietnicę producenta zacząć odpowiadać. Przede wszystkim, efekt po miesiącu jest bardzo marny. Paznokcie nie są odbudowane, utwardzone, nie rosną szybciej. Dalej są rozdwojone, kruche, mają brzydką, suchą powierzchnie. Odżywka nie zdziałała praktycznie nic. Zauważyłam, że bardzo wysuszyły mi się paznokcie i przy początku paznokcia widać obecnie ewidentnie, że paznokieć i skórka kruszą się od tego, że są bardzo suche. Dopiero pod koniec miesiąca zauważyłam, że rozdwojone powierzchnie paznokcia zaczęły trochę się ze sobą łączyć. Spowodowało to, że nie odstawiłam i odżywki i dam jej jeszcze szansę. Myślę, że zdjęcia pokażą najwięcej.

Paznokcie przed:

Producent obiecuje świetny efekt po 10 dniach.
Tutaj efekt po 2 tygodniach:

Efekt po miesiącu:

Jak widzicie po prawej stronie, delikatnie rozdwojone paznokcie zaczęły się poprawiać. Płytki paznokcia zaczęły się ze sobą łączyć. Postanowiłam dać jeszcze tej odżywce szanse i używam jej dalej, także na początku lipca wydam drugą recenzję i pokażę Wam dalsze efekty.

Bardzo ważne jest to, aby wykonać próbę uczuleniową. Odżywka może powodować pieczenie, ból, suche skórki, plamy na paznokciach. Zobaczcie same poniżej:


Tak jak mówiłam, używam odżywki dalej i wrócę z efektami za kilka tygodni. Pomogła Wam ta odżywka, a może wręcz przeciwnie? ;) I chciałam Wam powiedzieć, że odwiedzę Wasze blogi, które komentowały poprzedniego posta w weekend. Do następnego!

niedziela, 9 czerwca 2013

W poszukiwaniu miętowego lakieru...

 Cześć :) Jedna z Was na facebooku podsunęła mi pomysł na notkę, mianowicie dotyczącą moich poszukiwań miętowego lakieru. Nie były one tak łatwe jakby mogło się wydawać. Zdążyłam zakupić trzy lakiery, które zupełnie się nie sprawdziły...


Na początku kompletnie zapominałam będąc w kosmetycznym, jak wygląda ten kolor miętowy, który tak często widzę na blogach. I w ten sposób kupiłam dwa lakiery niebieskie od wibo... W końcu, całkiem niedawno, w Szwecji znalazłam na promocji Star Nails od Nordic Cap. Byłam z niego bardzo zadowolona, ale (choć na zdjęciu może wcale nie wydaje się tak) nie jest to klasyczna mięta. Charakteryzuje się takim zielonym, morskim odcieniem, który nie jest do końca tym, którego szukałam.
Zupełnie niespodziewanie dostałam ten piękny lakier od Inglota o numerze 390. Klasyczna, piękna, mięta:


Właśnie tego szukałam. Przepiękny kolor! Na paznokciach prezentuje się tak:


Pogoda jest piękna, więc jadę nad morze, na bulwar, pośmigać na rowerach :)
Miłego dnia Wam życzę i do następnego :)

piątek, 7 czerwca 2013

Joanna, Sweet Fantasy, Żel pod prysznic, zapach: czekolada.


Cześć :) Ostatnimi czasu, ucząc się codziennie, mając ciągle jakieś zobowiązania, czuję straszną tęsknotę za jakimś wypadem za miasto, za wyrwaniem się gdzieś dalej, za odpoczynkiem. Trochę mnie wszystko przytłacza, dopiero za 4 miesiące będę mieć wakacje, proszę... nadejdźcie jak najszybciej! :) Dziś mam dla Was recenzję żelu pod prysznic z Joanny sweet fantasy o zapachu czekolady, który kilka lat wcześniej kusił mnie swoim opakowaniem, tym obrazkiem czkolad. Czy rzeczywiście warto było ulec pokusie? ;)

Od producenta: 
Żel pod prysznic o zapachu czekoladowym - słodka rozkosz. 
Kremowy żel do mycia ciała o doskonale zadba o Twoje ciało i uczyni rytuał jego pielęgnacji nadzwyczaj przyjemnym.  
Preparat doskonale myje i odświeża skórę jednocześnie poprawiając jej nawilżenie. 

Cena: 
ok. 7-8zł

Konsystencja:

Moja opinia:
Jak na czekoladoholika przystało, musiałam żel wypróbować. Zacznijmy od zapachu. Tutaj już bardzo się zdziwiłam, bo choć kocham czekoladę, ten zapach ciężko został przeze mnie, powiedzmy sobie szczerze, zaakceptowany. Ma zapach dość sztuczny, chemiczny, nieapetyczny, trochę jak mocno gorzka czekolada + chemia. Niedobre połączenie. Na całe szczęście nie utrzymuje się na skórze w ogóle. Konsystencję widzicie na zdjęciu. Ledwo zdążyłam zrobić je, zanim wszystko spłynęło. Jest strasznie lejąca, spływa od razu. Najgorsze jest to, że praktycznie w ogóle się nie pieni... To, co mi się w nim podoba to chyba opakowanie, apetyczne zdjęcie na nim, kolor żelu, aplikator. Cena jak dla mnie jest wygórowana, nie powiem, że to tanio jak za taki słaby kosmetyk. Sprawia on jednak wrażenie trochę ekskluzywnego i naprawdę dobrego. Idealnie nadaje się na niezbyt udany prezent. Myślę, że ten żel może dostać etykietę pierwszy bubel roku 2013, bo oprócz tego, że ładnie wygląda to nie spełnia swojej funkcji.

W mojej kolekcji znalazło się niedawno masełko Sweet Secret czekoladowe, za jakiś czas pojawi się recenzja. Mam nadzieję, że w jego przypadku będę bardziej zadowolona :)



Zapraszam na czerwcowe rozdanie TUTAJ.


środa, 5 czerwca 2013

Małe zakupy.



Cześć :) Zaczęła mi się już praktycznie sesja i mam tyle nauki, że ledwo starcza mi na ogarnianie innych rzeczy... Też macie pewnie ostatnie poprawki i sprawdziany, ale całe szczęście niewiele zostało do wakacji :) Dziś chciałabym Wam pokazać dosłownie kilka rzeczy, które udało mi się ostatnio kupić w okolicach Marsta centrum. 



Powyżej bluza taka typowa na letnie wieczory, na rower, spacer, grilla. Poniżej bluza siateczka, uwielbiam takie. Można pod nią ubrać zwykłą bokserkę albo nawet górę od kostiumu, do tego shorty i w drogę na plażę :)



Tutaj nowe bluzki ze Stadiuma, które są specjalnie do DIY:



Planuję niebawem kupić jeszcze kilka rzeczy na lato, przede wszystkim tshirty... Wasza szafa już uzupełniona? :)

sobota, 1 czerwca 2013

Hydrolanty - wody kwiatowe. Woda z kwiatów pomarańczy oraz woda różana.

Może zamiast kupować kolejnego toniku, który reklamują w tv, sięgniesz po naturalną wodę kwiatową, odpowiednio dostosowaną do Twojej cery? Hydrolaty to inaczej wody kwiatowe lub roślinne. Ja używam jej jako zamiennik do wody termalnej, który jest z resztą moim kosmetykiem wszech czasów, notka tutaj.



Dla skóry suchej:
"Hydrolaty wybieramy w zależności od rodzaju cery oraz jej stanu. Najbardziej znane są właściwości wody różanej, którą pozyskuje się z płatków róży Rosa damascena. Stanowi ona doskonałe remedium na problemy z przesuszoną skórą. Dzięki obecności antocyjanów oraz kwasu galusowego działa antyoksydacyjnie i oczyszczająco oraz wzmacnia naczynia krwionośne. Wodę z płatków róż można używać do spryskiwania twarzy zamiast toniku. Można też nasączyć nią waciki, i położyć na powiekach na 10 minut, co niweluje cienie pod oczami. 



Dla skóry tłustej:
Niezastąpiona w pielęgnacji cery tłustej jest woda oczarowa, którą otrzymuje się z kwiatów lub drzewa oczaru wirginijskiego. Hydrolat oczarowy oczyszcza i ściąga rozszerzone pory, zmniejsza wydzielanie sebum, poprawia ukrwienie. To zasługa dużej ilości garbników obecnych w roślinie, a szczególnie elagotanin i hamamelitanin. Obkurcza też naczynka krwionośne, a więc można go stosować w pielęgnacji cery naczynkowej.


Dla skóry wrażliwej:
Gdy skóra piecze, łuszczy się i jest podrażniona – hydrolaty też mogą okazać się pomocne. Woda różana łagodzi zaczerwienia oraz poprawia ogólną kondycję cery. Hydrolat lawendowy działa przeciwzapalnie, łagodzi podrażnienia, regeneruje uszkodzenia."


Jak używać? Czy warto jej używać? 
Warto kupić wodę z atomizerem lub po prostu kupić atomizer osobno i do niego przelewać. Ja właśnie tak zrobiłam. Należy spryskiwać twarz rano i wieczorem, po demakijażu i przed makijażem. Tak jak wodą termalną. Dla mnie jej głównym minusem jest zapach, dla mnie nieco duszący (woda pomarańczowa ma gorszy), staram się w ogóle go nie wąchać. Dzięki atomizerowi praktycznie tego zapachu nie czuję, nie utrzymuje się on na skórze. Nie lubię zapachów kwiatów w kosmetykach, więc może komuś innemu nie będzie tak przeszkadzać. Używam jej, bo wiem, że jest naturalna i napewno lepsza niż sztuczne toniki, których nie lubię. Jednak nie sądzę, że jest lepsza od wody termalnej. Owszem łagodzi delikatnie zaczerwienienia. Nie zauważyłam jednak większych efektów w nawilżeniu, łagodzeniu podrażnień czy poprawy cery. Niewątpliwym plusem jest to, że zdecydowanie moja skóra nie jest już przesuszona i odkąd jej używam praktycznie nie mam problemów z suchą skórą i suchymi skórkami! To zdecydowanie jest jej największy plus. Świetnie odświeża po nocy jak i z rana skórę. Jest tak rześka, świeża. Bardzo szybko się wchłania i nie przeszkadza w kolejnych etapach pielęgnacyjnych czy kosmetycznych. Poza tym wierzę w jej działanie antyoksydacyjnie i wzmacniające naczynia krwionośne. W końcu trudno mi to sprawdzić... :)  Polecam Wam wszystkim spróbować takiej wody kwiatowej, kosztuje niewiele, taka butelka na długo starcza i przede wszystkim to kosmetyk naturalny.

Tak wygląda moja woda różana przelana do atomizera: