poniedziałek, 30 czerwca 2014

Recenzja: Soraya, Body Diet24, wyszczuplanie i ujędrnianie.

Cześć :) Dziś przychodzę do Was z recenzją balsamu do ciała Soraya, który wraz z innymi produktami z nowej serii Body Diet 24 dostałam do testów (notka o tym tutaj). Używałam go przez ponad dwa miesiące, oczywiście w połączeniu z treningami, których efekty możecie zobaczyć w poprzednim poście. Jak więc się sprawdził zaraz się przekonacie, najpierw zobaczcie jak wygląda balsam i możecie zerknąć na obietnice producenta:


Od producenta:
Balsam to kosmetyk do pielęgnacji całego ciała, przeznaczony dla osób, które chcą znacząco poprawić jędrność skóry i wymodelować sylwetkę. Formuła z efektem chłodzenia oparta na technologii kosmetycznej liposukcji wykorzystuje nowatorskie składniki aktywne, by ograniczać komórkom tłuszczowym kalorie i pobudzać je do spalania tłuszczu 24 godziny na dobę, w każdej sytuacji.  Ekstrakty ze skrzypu polnego i Centella asiatica – stymulują i wspomagają syntezę kolagenu w skórze, poprawiając jej jędrność, elastyczność i zapobiegając wiotczeniu.

Cena:
14zł 

Moja opinia:
Cena bardzo przystępna, więc byłoby żal go nie wypróbować. Chyba też plusem może być wygodna aplikacja i ładne, schludne opakowanie. Konsystencja wydaje się być bardzo treściwa, jest dosyć gęsta, łatwo się rozprowadza. Zapach ma lekko cytrusowy, przyjemny. Jeśli chodzi o działanie to początkowo czułam je przy każdym użyciu tzn. lekkie mrowienie skóry. Po jakimś czasie niestety przyjemnego chłodu już nie odczuwałam. Generalnie jednak zauważyłam znaczną różnicę pomiędzy czasem, gdy nie używałam podczas treningów niczego, a tym od kiedy używam tego balsamu. Trening + balsam daje naprawdę lepsze rezultaty. Przede wszystkim, co widać po zdjęciu poniżej, skóra jest bardziej napięta, nie jest po prostu szczupła i taka "luźna", wiotka, a jędrna. I w tym aspekcie zauważyłam największe działanie tego balsamu, które naprawdę mnie cieszy. Jeśli chodzi jednak o samo wyszczuplenie to rezultaty nie są tak wyraźne chociaż na pewno w jakiś sposób wspomogły spalanie tkanki tłuszczowej co wpłynęło na wzrost jędrności skóry. Zobaczcie różnicę jeśli chodzi o jędrność skóry na zdjęciu, myślę, że jest zauważalna:


Pamiętajcie, że żaden balsam nie zrobi z Waszego ciała cudu jeśli nie połączycie balsamowania z treningami. Nie ma co się oszukiwać :) Balsam to po prostu rzecz, która wspomaga pielęgnację skóry i poprawia jej elastyczność i wygląd. Ten w połączeniu z moimi treningami poradził sobie całkiem nieźle, szczególnie, że kosztuje tak niewiele. Jeszcze na koniec pokażę Wam samą konsystencję:


Wbijajcie na fanpage'a mojego bloga, tam dużo więcej nowości codziennie :)



sobota, 28 czerwca 2014

Moje efekty treningów z Mel B, Seanem Vigue, Rebbecą i Ewą Chodakowską po dwóch, czterech i sześciu miesiącach.

W tytule wpisuję "efekty", ale tak naprawdę nie chcę tego w ten sposób nazywać. To jest dla mnie udokumentowanie pewnego postępu, który jest z każdym miesiącem coraz większy. Wybiłam sobie z głowy ćwiczenie dla jakiegoś efektu, bo gdy do niego się dotrze to chęci spadają. Teraz ćwiczę tylko dla przyjemności, dla samej siebie, dla zdrowia, dla kondycji i pięknego brzucha, a nie samego w sobie - efektu. Właściwie to robię ten post tylko dla Was, bo wciąż najwięcej z Was interesuje się tym tematem, piszecie do mnie wiadomości, pytacie o rady. Postanowiłam więc zrobić małe uaktualnienie moich ostatnich aktywnych miesięcy. Właśnie zaczyna się niebawem 6 - czyli pół roku :) Mój brzuch zmienił się nie do poznania, gdy oglądam te zdjęcia, zawsze jestem w małym szoku. Interesujecie się tym najbardziej, więc nie będę przedłużać. Oto moje efekty, zdjęcia robione co dwa miesiące:


Jak możecie zauważyć największy postęp w spadku cm z talii, bioder, był do maja. Właśnie wtedy spalałam głównie tłuszczyk. Obecnie skupiłam się już na treningach core, czyli treningach wzmacniających. Nigdy moim celem nie było schudnięcie (wprost przeciwnie), ale modelowanie sylwetki, wzmocnienie mięśni. Z każdym miesiącem teraz nie będę już gubić cm, a mięśnie będą bardziej zarysowane. Od grudnia do obecnego miesiąca, czyli do czerwca:


Co ćwiczyłam?
Trenujcie min. 3 razy w tygodniu po 35-45 minut i sami dobierzcie odpowiedni dla siebie program. Ja przez pół roku próbowałam tak wiele treningów, że nie mogę podać Wam wszystkich. Nie ograniczałam się do nikogo, bo inaczej bym się zanudziła. Jedyne treningi osób, które mogę wyróżnić to:


Mel B, Sean Vigue, Rebecca i Ewa Chodakowska.

Jak dobrać program?
Jeśli chcesz się skupić na jednej partii ciała - brzuchu to wiedz, że niezupełnie tak się da. Twój trening musi składać się z treningu cardio, gdzie spocisz się, spalisz trochę kalorii, przyspieszysz bicie serca, przygotujesz ciało w ten sposób do dalszego wysiłku. Dopiero potem przechodź do treningu dalszego czyli brzuch, uda, pośladki, czy co tam chcecie. Najważniejsze jest połączenie spalania + wzmacniania.


Jeśli potrzebujecie zbilansowanej diety to po prostu zmieńcie swoje odżywianie na zdrowe i nie będziecie musieli rezygnować z drobnych przyjemności. Moje odżywianie jest od zawsze przemyślane i nigdy nie jem byle czego, ale też nie stosuję żadnej diety. Racjonalność przede wszystkim. Nie zakazujcie sobie wszystkiego, co lubicie, ale dbajcie o to co jecie. Po prostu :)

because i'm happy!

To chyba wszystko, co chciałam napisać. W razie czego możecie śmiało pytać w komentarzach. Trzymam za Was kciuki :)

wtorek, 24 czerwca 2014

Recenzja i porównanie żelu do golenia Gilette Satin Care z żelem z Joanny.

Cześć! :) Dziś przychodzę do Was z recenzją żelu do golenia Gilette Satin Care i również chciałabym go porównać z żelem z Joanny. Oba żele różnią się przede wszystki ceną. Za żel Gilette możemy zapłacić do ok. 16zł, a za ten z Jaonny ok. 10zł. Czy warto przepłacać?


Od producenta:
Satin Care with touch of Olay z masłem shea jest stworzony specjalnie dla suchej skóry. Specjalna formuła zabezpiecza skórę przed utratą wilgoci podczas golenia. Nawilżenie podczas golenia pozostawia Twoją skórę niesamowicie gładka i miękką. Dla osiągnięcia lepszych rezultatów używaj z maszynkami Gillette Venus. 

Cena:
16-18zł

Moja opinia:
Żel od Gilette sprawdza się naprawdę doskonale. Ma świetną konsystencję, która bardzo dobrze po rozprowadzaniu pieni się (możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej). Żel nie spływa, utrzymuje się w nałożonym miejscu. Ma bardzo delikatny, ładny zapach. Nie podrażniający czy uczulający. Nadaje dobry poślizg, zmiękcza skórę, przez co golenie jest naprawdę łatwe. Po goleniu skóra jest miła w dotyku, miękka. Oczywiście to też wynik używania balsamów i oliwek. Jednak żel sam w sobie jest naprawdę godny polecenia. 


Jaka jest więc różnica pomiędzy droższym a tańszym żelem?
Żelu z Joanny używam systematycznie już drugi rok i bardzo lubię ten produkt. Spełnia wszystkie wymagania podczas golenia, nie gorzej sprawdza się niż żel z Gilette. Czy warto przepłacać? Moim zdaniem nie, bo żele w użytkowaniu naprawdę niczym znaczącym się nie różnią, radzą sobie tak samo. Jedyne za co otrzymuje żel Gilette większy plus to fakt, że po goleniu skóra jest przyjemniejsza w dotyku niż po tym z Joanny. Jednak to nie oznacza, że tańszy żel zostawia ją suchą, jednak różnica jest trochę wyczuwalna. Może bardziej przysłuży ten fakt osobom, które mają bardzo suchą skórę. Mimo wszystkiego, ja zostanę przy żelu z Joanny, bo mi po prostu nie opłaca się przepłacać. Poniżej skrótowe przedstawienie różnić i podobieństw:

Oba produkty:
+ łatwo dostępne
+ wygodna aplikacja
+ konsystencja
+  dają dobry poślizg
+ nie podrażniają
+ świetnie ułatwiają golenie

(w porównaniu ze sobą)

Gilette:
+ bardziej miękka skóra po goleniu
+ gęstsza konsystencja, nie spływa
- cena

Joanna minusy:
+ cena
- nie pozostawia skóry tak samo miękkiej jak po żelu Gilette


Używałyście któryś z tych żeli? :) Jeśli chcecie to mogę zestawić ze sobą pianki i żele, co jest lepsze, co bardziej polecam. Dajcie znać w komentarzach, jeśli jesteście zainteresowane. Podaję poniżej jeszcze linki do postów w których pisałam o maszynkach, balsamach. Na dziś to już wszystko, do następnego!

Notki o podobnej tematyce: Golenie bez podrażnień klik, Jak dbać o maszynkę do golenia klik.

sobota, 21 czerwca 2014

Recenzja: Maybelline, Volum Express One by One Satin Black.

Uff, to już chyba oficjalnie mogę powiedzieć, że zaczęłam wakacje :) Oczywiście tylko teoretycznie, bo do końca miesiąca intensywnie jeszcze pracuję, ale w lipcu i sierpniu będę totalnie odizolowana od codzienności. Korzystając z chwili wolnego ponieważ siedzę właśnie w skarpetach złuszczających i nie mogę za bardzo się ruszać, postanowiłam napisać dla Was posta z recenzją tuszu, który testowałam przez ostatni czas. Mowa o Maybelline one by one:


Od producenta:
Giętkie, elastomerowe włókna szczoteczki podnoszą uwodzicielsko Twoje rzęsy oraz równomiernie rozprowadzają tusz bez grudek. Szczoteczka posiada 300 włókien, podczas gdy przeciętne oko ma 100 rzęs. Na 1 rzęsę przypada 3 włókna, które precyzyjnie chwytają, rozdzielają i pokrywają każdą rzęsę! Szczoteczka ma ergonomiczny kształt klepsydry, dzięki czemu nie zakrywa pola widzenia podczas aplikacji. Wersja Satin Black daje efekt jeszcze wyraźniejszej i głębszej czerni, która będzie cudownie lśniła na Twoich rzęsach przez cały dzień.

Cena: 
28zł


Moja opinia:
Do tego tuszu podeszłam wyjątkowo pozytywnie nastawiona ponieważ słyszałam o nim naprawdę dużo pozytywnych opinii. Pierwsze podejście trochę mnie zniechęciło, ale oczywiście używałam go nadal. Jeśli chodzi o kolor to jest to piękna, intensywna czerń. Konsystencja jest świetna. Idealną ilość tuszu nakłada się na szczotkę, nawet nie zostaje tusz na końcówce szczotki przy malowaniu, gdy nabieram tusz. Szczoteczka silikonowa, bardzo fajny kształt, za jednym machnięciem maluję wszystkie rzęsy prócz tych w kącikach. Dosyć ciężko do nich dotrzeć bez umazania. Niestety najgorsze w tym wszystkim to, że nie spisał się na moich rzęsach. Przy pierwszym delikatnym nałożeniu jest w porządku, a przy poprawkach, nawet nie przy drugiej warstwie, już się okropnie sklejają. Myślę, że po prostu ten tusz byłby lepszy dla kogoś o rzadszych rzęsach, może sprawdziłby się lepiej. Prawie przy każdym użyciu wyglądał on raz lepiej, raz gorzej, robiłam więc często zdjęcia, oto kilka z nich:

Na zdjęciu powyżej tusz wyglądał najlepiej.


Plusy:
+ dostępność
+ szczoteczka
+ konsystencja
+ kolor
+ wydajny (mam już ponad miesiąc i wciąż sporo zostało)

Minusy:
- cena
- osypuje się
 * u mnie się nie sprawdził pod tym względem, że: bardzo skleja, nie podnosi rzęs, zmniejsza przez to oczy

 Jak widzicie, trudno mi go ocenić jednoznacznie, bo dalej jakoś mam przeczucie, że jest naprawdę dobry. Jedyne co jest dużym minusem i chyba problem ten dotyczyłby większości to fakt, że niestety osypuje się, co widać na zdjęciu niżej.


Używałyście go? Może sprawdził się u Was trochę lepiej? :)

wtorek, 17 czerwca 2014

Lakiery do paznokci, marki La Rosa.

Cześć dziewczyny :) Dziś kilka słów o lakierach La Rosa, które znajdziecie w drogerii internetowej Futurosa. Miałam do czynienia z nimi po raz pierwszy jak i w ogóle z firmą La Rosa. Kolory, które wybrałam możecie zobaczyć poniżej:


Od producenta:
Lakier do paznokci marki La Rosa. Delikatnie wstrząsnąć, by rozprowadzić równomiernie pigment. 
Dla lepszego efektu nanieść dwie warstwy. Poczekać 3 - 4 minuty do wyschnięcia.

Cena:
16zł

Moja opinia:
Na samym początku zaskoczyła mnie cena. 16 zł za lakier to dla mnie całkiem sporo. Ciekawa byłam czy faktycznie takiej ceny jest wart i co w nim takiego wyjątkowego. Przede wszystkim fenomenalny pędzelek, dość chudy, ale za jego pomocą za pierwszym razem pokrywam całą płytkę paznokcia. Świetnie dostosowuje się do jego kształtu. Konsystencja lakieru jest najlepszą jaką kiedykolwiek miałam w użyciu. Kolor jest w 100% kryjący. Moje obawy miałam przy odcieniu 101, ale niepotrzebnie ponieważ lakier pokrywa cały paznokieć, bez prześwitów. Co bardzo mi się również spodobało to fakt, że wyrównuje on płytkę paznokcia. Moje są nieco zmarnowane, często rozdwojone i lakier po prostu wygląda na nich brzydko, ale właśnie ta konsystencja tak się rozkłada, że równomiernie jest rozłożony. Ogromny plus! Jeśli chodzi o trwałość lakiery spokojnie na paznokciach przeżyją 2-3 dni bez odprysków i żadnych baz pod czy na powierzchnię. Lakier również dosyć szybko wysycha, ma ładny połysk. Dostawałam nieraz pytania czy to lakier hybrydowy :) Podsumowując bardzo mi się spodobały i spokojnie przebijają Inglota (prześwity jasnych kolorów, trzeba nakładać min. 2 warstwy) i również zdecydowałabym się na nie zamiast Essie (jasne kolory moim zdaniem to tragedia w nakładaniu i wyglądzie). Jedyne co mi przeszkadza to mały wybór kolorów.


Tak wyglądają na pazurach:


Plusy:
+ pędzelek, aplikacja
+ bez prześwitów
+ wystarczy jedna warstwa
+ połysk
+ trwałość
+ wyrównują płytkę
+ szybko wysychają

Minusy:
- dostępność
- gama kolorów
- cena 



Zostały mi tylko te 3 bluzeczki DIY, do kupienia w okazyjnej cenie TUTAJ.


niedziela, 15 czerwca 2014

Recenzja, efekty: Sally Hansen, Airbrush Legs - rajstopy w sprayu.

Dziś chciałabym się podzielić z Wami moją opinią na temat rajstop w spray'u od Sally Hansen. Zobaczycie także zdjęcia efektu przed i po, podzielę się też z Wami filmikiem, dzięki któremu ja poznałam ten kosmetyk i wiedziałam sama jak go aplikować. Generalnie te rajtuzy to taki spray do nóg, można by powiedzieć, że taki samoopalacz w spray'u, ale dający o wiele lepsze, naturalne efekty i to od razu po użyciu. Dzięki niemu nogi są gładkie i wyglądają jakby naprawdę były opalone. Nie mogłyście tej recenzji się doczekać, więc zaczynamy (btw. to najdłuższa recenzja na tym blogu)! Produkt wygląda tak:


Od producenta:
Fluid w spray'u Sally Hansen to preparat opracowany z myślą o nogach. Jest jak rajstopy w spray'u. Nogi wyglądają wspaniale, są gładkie i seksowne, nie tracąc przy tym uczucia lekkości i swobody - nawet w upalne dni. Bez skazy, bez zarzutu, zdrowo wyglądające nogi: jedwabne w dotyku i optycznie wyszczuplone. Fluid w spray'u zawiera puder oraz cząsteczki jedwabiu. Dodatkowo został wzbogacony witaminą K, która łagodzi występowanie żylaków, siniaków i blizn. Po wyschnięciu Fluid w spray'u nadaje efekt przypominający pończochy. Produkt dostępny w czterech odcieniach: jasny, naturalny, jasny brąz i ciemny brąz. 

Cena: 
ok. 30-45zł

Mój kolor:

Do wyboru:


Tak wygląda kolor na ręku, ale nie przestraszcie się tym, że jest na ręku pomarańczowy. 
Po rozsmarowaniu całkowicie się wchłonął, a kolor na nogach całkowicie zmienił -żadna pomarańcza.


 Moja opinia:
Już dawno chciałam wypróbować rajstopy w spray'u i mogę tylko żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej. Jest to po prostu rewelacyjny produkt. Trzeba wiedzieć jak go nakładać, o czym napiszę pod koniec, ale gdy jest się już tego świadomym to wszystko przebiega bardzo prosto. Najpierw psikam sobie na ręce dwa razy i wtedy szybko wmasowuję w konkretną część nogi np. przód, potem znowu psikam i np. kolana. Psikałam tak kilkanaście razy, pomału i wsmarowywałam partiami. Byłam zaskoczona totalnie za pierwszym razem efektu. Nogi wyglądały bardzo ładnie, po prostu muśnięte słońcem. Efekt utrzymuje się do pierwszego mycia, generalnie cały dzień. Czasami używałam go na noc i śmigałam od rana, też było dobrze. Do tego nie pobrudził mi pościeli. Jego zapach jest dość charakterystyczny, ale nie drażniący. Produkt naprawdę szybko zasycha i trzeba uwijać się z rozsmarowywaniem dosyć szybko. Osobiście odkąd go używam tylko raz zrobiłam sobie mały zaciek, także generalnie ich nie robi. Nie ma obawy o plamy. Nie spływał mi podczas upałów czy po prostu noszenia. Na basen z nim nie szłam, więc nie wiem, czy jest faktycznie wodoodporny, ale myślę, że woda + ręcznik pewnie go zetrze. Bardzo naturalnie i ładnie wygląda na nogach. Efekt jest od razu widoczny. Trudno jest przesadzić dzięki temu, więc bez obaw można go używać, nakładając partiami. Faktycznie maskuje trochę wszystkie ranki, blizny czy żyłki, ale to po prostu dzięki temu, że nogi nabrały koloru. Po użyciu są miłe w dotyku, miękkie, trochę matowe, ale nie suche. Jeśli chodzi o wydajność to nie jest źle. Osobiście używam go tylko czasami, teraz już mam nogi trochę opalone, więc w ogóle. Myślę, że przy codziennym używaniu wystarczyłby na 3 tygodnie.

Plusy:
+ piękny efekt naturalnej opalenizny
+ kolory do wyboru
+ trwałość
+ dobrze się zmywa
+ nie brudzi ubrań
+ szybko wysycha
+ zakrywa niedoskonałości
+ wyrównany kolor, bez plam, smug
 + nie spływa

Minusy:
- konsystencja mogłaby być trochę rzadsza, ale może wtedy nie byłaby taka trwała?

Poza tym:
* aplikacja wymaga wprawy
* nogi wymagają odpowiedniego przygotowania
* dostępność: sephora, douglas, internet

Generalnie widziałam u innych dziewczyn, że różnice przed i po zastosowaniu rajstop w spray'u są ogromne, ale ja uznałam, że nie ma sensu robić sobie bardzo brązowych nóg skoro reszta ciała nie jest tak opalona. Wyglądałoby to śmiesznie. Postanowiłam więc zrobić sobie naturalny efekt opalenizny:


Zastosowanie:
Najważniejsze jest to, żeby Wasze nogi były całkowicie gładkie i bardzo dobrze nawilżone. Nie mogą być nawet minimalnie suche. Polecam używać dobrego balsamu nawilżającego (np. ten z Tołpy klik), dzięki czemu łatwiej będzie się go używać. Jeśli tego nie zrobicie możecie zrobić sobie plamy, bo produkt szybko wysycha, a nie wyobrażam sobie jego użycia przy suchej skórze. Poza tym więcej informacji i całość aplikacji bardzo fajnie nagrała Agnieszka na youtube, więc możecie sobie zobaczyć:


Po kilku godzinach efekt jest bardziej widoczny, a nogi mają naprawdę piękny kolor opalenizny. Czasami zapominałam, że to nie moja opalenizna, a rajstopy, no cóż... :) Już zaraz wakacje, więc taki kolor będzie naturalnie :P


To chyba wszystko, co chciałam Wam o nim napisać. Jeśli macie jakieś sugestie to dajcie znać. Używałyście kiedyś coś takiego? Jeśli nie to mam nadzieję, że zachęciłam, bo spróbować naprawdę warto :)

środa, 11 czerwca 2014

Recenzja: Bebeauty micelarny żel nawilżający do mycia i demakijażu.

Cześć dziewczyny :) Dziś przychodzę do Was z kolejną recenzją produktu z Bebeauty, które znajdziecie z sieci biedronka. Nie będę owijać w bawełnę, już na wstępie Wam powiem, że bardzo się polubiliśmy. Wygląda tak:


Od producenta:
Oczyszcza skórę twarzy i oczu z wszelkich zanieczyszczeń przywracając komfort nawilżenia i odświeżenia. Zawarte micele zapewniają niezwykle wysoką skuteczność oczyszczania, nie naruszając bariery hydrolipidowej naskórka. Zawarty w żelu d-panthenol utrzymuje optymalny poziom nawilżenia, łagodzi podrażnienia oraz przynosi uczucie natychmiastowego ukojenia. 

Cena:
4,99 za 150ml

Konsystencja żelowa:

Moja opinia:
Szczerze mówiąc spodziewałam się, że ten żel będzie dobry ponieważ było/jest o nim głośno w internecie, na blogach kosmetycznych. Z mojej strony opinia nie będzie chyba wiele się różniła. Konsystencja jest żelowa, gęsta, dosyć zbita dzięki czemu nie spływa z rąk. Bez problemu rozprowadza się ją po całej twarzy. Ma bardzo delikatny, świeży zapach, który w ogóle nie jest drażniący. Producent zapewnia, że żel nadaje się do demakijażu, nie wiem czy miał na myśli tylko twarzy czy oczu, ale postanowiłam sprawdzić go także na oczach. Daje radę ze zmazywaniem cieni, kredek, a także tuszu. Oczywiście nie w całości, przynajmniej ja tego nie próbowałam, bo mam wrażenie, że połamałabym sobie wszystkie rzęsy, a także ilość żelu, która mogłaby wpłynąć do oka wolałabym ograniczyć. Najważniejsze w tym jest to, że nie szczypie w oczy. Nie podrażnia również skóry. Zmywa bardzo dobrze podkład, fluid, wszystko, co macie na twarzy. Faktyczne skóra jest świeża i oczyszczona. Producent zapewnia, że koi podrażnienia, a także nawilża skórę, czego akurat nie doświadczyłam. Jednak faktycznie skóra przy używaniu jego przez dłuższy czas wygląda lepiej, nie jest czerwona, ale żel na pewno nie nawilża. Jeszcze dwa miesiące temu, gdy było chłodniej, moja skóra po nim była sucha, spierzchnięta. Teraz jest ciepło i tego nie odczuwam. Tak czy siak płyn jest wart spróbowania, ja zostanę przy nim na dłużej.

Plusy:
+ dostępność, cena
+ aplikator
+ konsystencja, zapach
+ bardzo dobrze nadaje się do demakijażu twarzy
+ nie szczypie w oczy
+ nie podrażnia

Minusy:
- nie nawilża
- skóra po nim jest ściągnięta i sucha

Czy kupię ponownie?
Tak, ale najpierw zdecyduję się na żel-krem z tej samej serii (tylko różowy).


 Niedawno recenzowałam z Bebeauty także ten płyn micelarny. Jeśli jeszcze nie widzieliście recenzji to zapraszam tutaj.


Próbowaliście lub spróbujecie żel lub płyn z Bebeauty? :)

niedziela, 8 czerwca 2014

Golenie bez podrażnień.

Cześć! Już się doczekaliście, bo właśnie przychodzę do Was z postem na Wasze zamówienie czyli kilka słów o unikaniu podrażnień przy goleniu oraz pokażę Wam kilka kosmetyków, które pomogą Wam je załagodzić. Oczywiście nie będę tutaj wspominać o stosowaniu dobrych żeli do golenia i maszynek, o tym pisałam już tutaj oraz tutaj. Jednak jeśli chodzi o żele to zrobię mały update może już w następnym poście.


Sądzę, że nawilżona skóra całego ciała do podstawa, aby uniknąć podrażnień, zapalenia skóry i wysypki. Nie pomogą tutaj pięknie pachnące balsamy, ale kosmetyk, który naprawdę będzie Waszą skórę nawilżał, dzięki czemu nie będzie ona sucha. Ja Wam polecam produkt ze zdjęcia z firmy Tołpa. Jest to balsam odżywczy do ciała, który przy systematycznym używaniu sprawia, że skóra pozostaje bardzo miękka w dotyku na dłużej. Oczywiście nie podrażnia, nie ma sztucznych barwników i alergenów. W promocji możecie go złapać już za niecałe 10zł. Idealnie sprawdza się także po goleniu. Gdy od razu po goleniu użyjecie jakiegoś balsamu bogatego w piękny zapach, nie zdziwcie się, gdy Was wysypie, skóra zacznie swędzieć. 


Ten balsam to mój numer jeden. Jeśli Wasze problemy z suchą, podrażnioną skórą, w szczególności po goleniu, ale nie tylko, są dosyć poważne to ten balsam powinien Wam pomóc. Jest to balsam oparty na wodzie termalnej, dzięki czemu idealnie nawadnia, nawilża skórę. Jest to podobnie jak produkt Tołpy, kosmetyk hipoalergiczny. Łagodzi wszelkie podrażnienia na każdej części ciała. Jeśli chodzi o golenie to miałam poważny problem na wakacjach, gdy dostawałam wysypki po goleniu, codziennie po kąpieli w najbardziej zasolonym morzu na świecie, czyli morzu czerwonym... Myślałam, że dostanę szału. Trudno oczywiście było zrezygnować całkowicie z golenia dlatego ten balsam mnie uratował. Smarowałam się nim co wieczór i na noc, dzięki czemu rano skóra widocznie została pokryta warstwą ochronną i z każdym dniem wyglądała o wiele lepiej. Niestety jego cena waha się w graniach 30-50zł, ale sami musicie stwierdzić czy taki kosmetyk potrzebujecie. Jest to naprawdę dobra inwestycja.


Jeśli chodzi o podrażnienia pod pachami, oczywiście chyba najważniejszy jest antyperspirant, który używacie. Wiem, że każda z Was ma inne wymagania i potrzeby, ale zwracajcie uwagę na to czy ten, którego używacie, łagodzi te wrażliwe miejsce czy wręcz odczuwacie pieczenie? Jeśli czujecie się niekomfortowo to koniecznie go zmieńcie. Są antyperspiranty specjalnie skierowane na łagodzenie podrażnień pod pachami. Osobiście używam tego z ziaji już ponad dwa lata i naprawdę bardzo go lubię. Dzięki niemu nie mam żadnych podrażnień, nie szczypie, koi skórę, bardzo delikatnie, kremowo pachnie, jak dla mnie ideał.

To już wszystko o czym chciałabym napisać Wam w tym poście. Przygotuję teraz recenzję żelu do golenia i update żelu z Joanny. A Wy jak walczycie z podrażnieniami? Jeśli jeszcze nie wiedziałyście jak temu zaradzić to mam nadzieję, że pomogłam. Jak macie jakieś swoje propozycje na kolejne posty to zawsze śmiało możecie pisać :) 

---

Możesz kupić moje bluzki DIY TUTAJ.

piątek, 6 czerwca 2014

Haul maj/czerwiec.

Cześć :) Nie ma to jak koniec semestru, zaliczenia, sesja i napięty grafik w pracy. Jak to wszystko się unormuje zaczną pojawiać się dalej recenzje, póki co dziś chciałabym Wam pokazać wszystkie rzeczy, jakie dostałam w ciągu ostatniego miesiąca. Dwa tygodnie temu miałam urodziny oraz był dzień dziecka, więc trochę się tego uzbierało. Na początek upominki na dzień dziecka z Jysk:


Każdy kto mnie zna, wie, że uwielbiam koszyczki, pudełka, ale mam już tego tak dużo, że brak mi miejsca w pokoju. Jednak te potrzebuję, aby zamienić swoje pudełko na opakowania z biżuterią, wiec to chyba ostatnie jakie mi się przydadzą. Dostałam też fajne kubki, które można podpisać. Zamierzam zasiać jakieś ziółka niedługo. Marzy mi się też miniszklarnia z ikei, gdzie mogłabym je trzymać. A na ostatnim zdjęciu różyczki do kąpieli.


Póki co do pierwszego pudełka włożyłam sobie wszystkie paletki i postawiłam wszystko na parapecie:


Na urodziny dostałam wymarzoną maszynę do szycia także pomału się rozkręcam jeśli chodzi o szycie.  Bardzo mi się to podoba, mam nadzieję, że niedługo uszyję własną bluzkę od podstaw :) Dostałam także wymarzony zestaw do pieczenia, wszystko z silikonu, dzięki czemu nic się nie przykleja. 


Od moich dziewczyn dostałam przepiękną paletkę z Sephory w której są wszystkie kolory, jakich mogłabym użyć. W szufladkach obok są też błyszczyki, róże i bronzery. Idealna rzecz na wyjazdy :)


W środku wygląda tak:


Ostatnio sama sobie sprawiłam prezent z miłości do olejku Orofluido (klik) postanowiłam tym razem postawić na maskę z Orofluido. Póki co jestem w niej także zakochana po uszy. Myślę, że to przez ten zapach. Narazie użyłam jej dopiero parę razy, więc na recenzję będzie trzeba trochę poczekać.


A oto wspomniany wyżej eliksir, który mam już chyba po raz piąty. Może w końcu kupię dużą butelkę... Chociaż przyznam szczerze, że ta jest wygodniejsza pod tym względem, że mogę ją wszędzie ze sobą zabrać na jakieś wyjazdy, których zawsze jest dosyć sporo. 


Na końcu postanowiłam zamówić jeszcze szczotkę do tapirowania włosów, która chodziła za mną już dobry rok.


To wszystko, co otrzymałam i zamówiłam sobie w ostatnim czasie, trochę się tego uzbierało.  
Do następnego!

czwartek, 5 czerwca 2014

Wyprzedaż moich bluzek DIY!

Cześć :)
Zapraszam Was na aukcje w których możecie kupić wszystkie poniższe rzeczy DIY. Każda bluzka jest nowa, 100% bawełny, wszystkie szwy są wzmocnione po moich cięciach. Rozmiary, wymiary, wszystko podane w aukcjach. Przesyłka darmowa, sprzedaż potrwa TYLKO 4 DNI, zapraszam:



W filmiku zobaczysz wszystkie bluzki:

Aukcje znajdziesz TUTAJ.